26
03.18
Zadośćuczynienia dla rodzin osób ciężko poszkodowanych: kto wygra na zapchaniu się sądów?

27 marca Sąd Najwyższy prawdopodobnie podejmie uchwałę w sprawie zadośćuczynień dla rodzin osób ciężko poszkodowanych w wypadkach. To ważne zarówno dla poszkodowanych, jak i dla zakładów ubezpieczeń. Uchwała może bowiem dać możliwość uzyskania kolejnych świadczeń osobom, które otrzymały i wciąż otrzymują pomoc z zakładu ubezpieczeń.

Zadośćuczynienie to forma wyrównania pieniężnego krzywdy, która z definicji jest niewycenialna w pieniądzu. Chodzi np. o ból i cierpienie po wypadku drogowym. Ofiara wypadku, oprócz pomocy w postaci odszkodowania i innych świadczeń, pozwalających na powrót do normalnego życia, otrzymuje też dodatkowo zadośćuczynienie, czyli formę wynagrodzenia dyskomfortu, bólu, cierpienia, itp.

Zadośćuczynienie dla rodzin osób ciężko poszkodowanych w wypadkach?

W Polsce prawo do zadośćuczynienia ma osoba bezpośrednio poszkodowana, czyli ofiara wypadku. Jedynym wyjątkiem, wymienionym w Kodeksie cywilnym, jest śmierć osoby bezpośrednio poszkodowanej. Wówczas prawo do zadośćuczynienia za jej śmierć mają osoby najbliższe.

Uchwała Sądu Najwyższego, która zostanie podjęta 27 marca może więc rozszerzyć to uprawnienie, choć de facto nie wynika ono z przepisów prawa. Możemy wyobrazić sobie sytuację, w której wskutek ciężkiego wypadku zerwany zostaje kontakt pomiędzy ofiarą a rodziną, bo ofiara znajduje się w stanie wegetatywnym. Rodzina odczuwa ból i cierpienie, w związku z tym powstaje pytanie, czy należy jej się zadośćuczynienie. Oczywiście – przypomnijmy – będą to dodatkowe pieniądze oprócz tych, które ubezpieczyciel już wypłacił (lub wciąż wypłaca) np. koszty leczenia, na opiekę nad poszkodowanym, przebudowę mieszkania, protezy, rehabilitację, rentę, itp.

Zobacz komentarz w tej sprawie Doroty M. Fal, doradcy zarządu PIU

Co oznacza uchwała Sądu Najwyższego dla rodzin osób poszkodowanych?

Jeśli Sąd Najwyższy przyzna rodzinie ciężko poszkodowanego  prawo do zadośćuczynienia, będzie to również dotyczyło spraw do 20 lat wstecz. Tyle bowiem w takich sprawach wynosi przedawnienie. Czym to się prawdopodobnie skończy? Otwieraniem starych spraw ubezpieczeniowych przez firmy odszkodowawcze i próbą dochodzenia nowych zadośćuczynień za stare sprawy. To oznacza setki nowych spraw sądowych, gdzie rodziny ofiar wypadków będą miesiącami czekać na rozstrzygnięcie, nie mając tak naprawdę pojęcia, jakie pieniądze im się należą i czy w ogóle się należą.

Zadośćuczynienia za śmierć – to bliźniacza sytuacja, wyciągajmy wnioski

Wskazuje na to analogiczna sytuacja, z jaką mamy do czynienia do dziś w Polsce z zadośćuczynieniami za śmierć osoby bliskiej. 10 lat temu taki przepis wprowadzono do Kodeksu cywilnego. Mówi on, że najbliżsi zmarłego mają prawo do zadośćuczynienia za ból i cierpnie po jego śmierci. Nie mówi natomiast, kim dokładnie są „najbliżsi” i ile powinno wynosić zadośćuczynienie. Ciężar rozstrzygnięcia spoczął więc na ubezpieczycielach i sądach.

Tysiące spraw w sądach

Czym się to skończyło? Po pierwsze tysiącami spraw w sądach. Czas trwania jednej sprawy to ok. dwa lata. Co istotne, przy każdej sprawie sądowej mamy również pełnomocnika, często tzw. firmę odszkodowawczą. Musimy zatem doliczyć koszty pełnomocnika, które podwyższają wypłatę zadośćuczynienia, ale nie trafiają do kieszeni osób uprawnionych.

Sprawę rozwiązałaby jedna regulacja, mówiąca o tym, jakiej wysokości zadośćuczynienie należy się za śmierć osoby bliskiej i uniknęlibyśmy tysięcy spraw sądowych przez ostatnie lata.

Niezbędna regulacja

Jeśli więc Sąd Najwyższy zdecyduje, że prawo do zadośćuczynienia będzie rozszerzone o rodziny ciężko poszkodowanych ofiar wypadków, to takiej uchwale musi towarzyszyć natychmiastowa regulacja, stworzona przez ustawodawcę. Musi ona dokładnie określać, co oznacza „osoba ciężko poszkodowana”, kto ma prawo do zadośćuczynienia i w jakiej wysokości. W przeciwnym razie, uchwała Sądu Najwyższego będzie oznaczała jedynie zator kolejnych spraw w sądach i brak wiedzy rodzin ofiar wypadków, kiedy i na jakie świadczenie mogą liczyć. Kto na tym wygra? Przede wszystkim pełnomocnicy, bo brak ostrych regulacji oznacza więcej pracy (i pieniędzy) dla nich.